W XX wieku na łamach prasy Tadeusz Żeleński i Irena Krzywicka zajmowali się przemianami obyczajowymi w Polsce. Walka o emancypację kobiet była częścią wizji przemian obyczajowych. Po I Wojnie Światowej wprowadzono w życie wiele postulatów ruchu emancypacji kobiet - ich sytuacja znacznie się poprawiła: konstytucja z 1921 roku przyznała im prawa wyborcze, wstęp na uniwersytety i dostęp do „męskich” zawodów. Zmieniony kodeks cywilny ustanowił równość płci w małżeństwie. Problemem nie okazały się jednak braki odpowiednich zapisów w ustawach, lecz brak gotowości polskiego społeczeństwa na takie reformy. Irena Krzywicka i Tadeusz Boy-Żeleński podjęli heroiczną walkę z anachronicznymi poglądami ich czasów. Nazywani byli „najbardziej ofensywnymi orędownikami reformy obyczajowości”.
Krzywicka spełniała się poprzez macierzyństwo, choć los jej jako matki nie rozpieszczał. Jej pierwszy syn, ukochany Piotruś, zmarł na zapalenie płuc jako chłopiec. Jego osobę Krzywicka otoczyła niemal religijną czcią. Drugi jej syn, Andrzej, zachorował na polio i Krzywicka musiała walczyć o jego zdrowie i życie. Jednak Krzywicka spełniała się jako matka: „Byłam stworzona na matkę. Gdyby nie stosunek z Boyem, miałabym pewnie więcej dzieci”. W wywiadzie z Teresą Błażejewską na pytanie o najważniejszą rzecz w życiu kobiety bez wahania odpowiedziała: „Dla mnie macierzyństwo jest na pierwszym miejscu, ważniejsze od wszystkiego”. Szpakowska zauważa, że Krzywicka jako matka daleko odeszła od poglądów pedagogicznych Russela, które propagowała w pierwszym numerze „Życia Świadomego”. Pisała tam, że dziecko od niemowlęcia należy traktować stanowczo i z rygorystyczną punktualnością i że „dziecko powinno funkcjonować jak dobry pociąg”. Co warte podkreślenia, autorka »Wiadomości Literackich« prawie dla wszystkich zauważa, że egzaltowane macierzyństwo Krzywickiej uczyniło z niej ikonę dla kobiet skoncentrowanych na macierzyństwie i poświęceniu.
Boy natomiast był zupełnym jej przeciwieństwem, nie rozumiał dzieci, być może wynikało to z doświadczeń z wcześniej młodości. Krzywicka dorastała w domu pełnym miłości, w głębokim uwielbieniu własnej matki, której nie umiała nazywać inaczej niż „Maminkiem” i która starała się wychowywać córkę w nowoczesny sposób. Sama Krzywicka w swoich wspomnieniach pisze: „Żadna przyjaźń nie mogłaby mi zastąpić matki, jej dobroci, szlachetności, wesołości i wielkiego rozumu. Nie tylko kochałam ją, ale wielbiłam”. Innym razem pisała: „Byłam wychowana przez niezwykle rozumną i bardzo nowoczesną, w dzisiejszym pojęciu, matkę i wiem, co zawdzięczam temu wychowaniu. Bogata tym doświadczeniem, stosuję z kolei jej zasady w stosunku do własnego dziecka”.
Boy natomiast opowiadał Krzywickiej, że jego ojciec był darzony ogromnym szacunkiem. Nie wolno mu było usiąść w obecności ojca ani odezwać się przy stole. Musiał całować oboje rodziców przy każdej okazji w rękę, harda czy niegrzeczna odpowiedź była nie do pomyślenia, a dzieci byle za co dzieci pozbawiane były deseru, czyli niezbędnego im cukru czy owoców. Boy spytał kiedyś Krzywicką: „Ale po czym właściwie poznaje pani swoje dziecko?”. Warto pamiętać, że przecież sam był ojcem. Mimo to wszystkie dzieci były dla niego jednakowe i mało interesujące: „Bo albo wyrosną na głupich bęcwałów i dlaczego ma mnie wzruszać bęcwał mały więcej niż duży. Albo wyrosną na rozumnych, miłych ludzi (znikoma szansa), no to wtedy pogadamy”. Czasem mówił ze zgorszeniem: „Dziecko to dziwny stwór. Można mu obciąć rękę czy nogę, a potem dać piernika i wtedy się śmieje. I jak tu brać takie coś na poważnie”. Boy wypowiadał się na temat wychowania dziecka tylko wtedy, gdy wyśmiewał teksty pisane przez stronnictwa klerykalne. Istotny jest fakt, że jeśli już Boy wypowiadał się na temat wychowania, to przede wszystkim w związku chłopcami (być może to wynika z tego, że sam był ojcem chłopca). Podkreślał też, że „nie to stanowi przyrost ludności, co się urodzi, ale to, co się wychowa i jak się wychowa”. Krzywicka w Wyznaniach gorszycielki pisze, że to ona zainteresowała Boya pisaniem na tematy macierzyństwa, inne źródła mówią, że to środowisko prawnicze, a zwłaszcza Zdzisław Piernikarski (który był zastępcą pierwszego prokuratora Sądu Najwyższego), zachęciło Boya do podjęcia tego tematu.
Żeleńskiego dużo bardziej niż kwestie wychowanie interesowały zagadnienia złej sytuacji rodzin wielodzietnych. Pisał, że kiedyś rodziny były liczne, bo rodzina posiadała duże ilości ziemi i potrzebna była każda para rąk do pracy przy gospodarstwie. Toczyły się wojny, więc ważne było, by rodziny były liczne i przetrwały wojny. Kiedyś rodzina była symbolem bezpieczeństwa i komórką organizacyjną, „dziś rodzina to bieda, upośledzenie, nędza, choroba, śmierć i egzystencja sprowadzona do potrzeb bydlęcych”. Boy twierdził, że wystarczyłoby tylko zadbać o świadomość antykoncepcyjną społeczeństwa. Pisał: „zapobieganie ciąży zmniejszyłoby statystykę dzieciobójstwa; przywiodłoby do bankructwa przemysł utrupiania niemowląt, ocaliłoby od samobójstwa wiele dziewcząt, podniosłoby warunki życia uboższych rodzin, ich kulturalne problemy i potrzeby, dzisiaj równe niemal zeru, gdy wszystko zjada alkohol i wciąż nowe dzieci”. Najbardziej mu zależało, by ludzie zrozumieli, że nie każda ciąża to dopust boży, lecz czynnik życiowy, nad którym należy zapanować. Najbardziej powinno kobietom zależeć, aby ta sprawa została nagłośniona i – według Boya – to kobiety powinny najmocniej walczyć o zmianę prawa aborcyjnego, bo nie ma innej sprawy, która równie mocno dotyczyłaby kobiet. Nawoływał, by gazety kobiece zajęły się tym problemem (tylko „Kobieta Współczesna” podjęła się opublikowania artykułów na ten temat). Boy porównywał aktywność polskich kobiet do niemieckich, które w wielu manifestach wyraziły swoje poparcie dla kontroli urodzeń. Zauważał: „U nas kobiety ze sfer ubogich, mimo że tak samo mordowane i dziesiątkowane analogicznym paragrafem, milczą: nie mają śmiałości mówić.” Zastanawiał się, czy milczenie kobiet wynika z faktu, że Polska zbyt długo pozostawała bez własnego prawa, więc teraz nie potrafi postępować z konstruowaniem zasad prawa. Boy naciskał: „Niechże więc kobiety otrząsną się z fałszywego wstydu i z niewolniczej apatii”. Chciał, żeby kobiety lekarki i społeczniczki zabrały głos. Nie ma znaczenia, czy paragraf karzący za aborcje będzie istniał czy nie, to nic nie zmieni. Denerwując się na bezsilność prawa, pisał: „Głosić wzniosłe teorie o „prawie płodu do życia” znów grozić matce więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć….”. Sprawa ciąży „nie należy do rzędu zagadnień, które załatwia się więzieniem, choćby i dożywotnim! Wniknąć w istotę tych stosunków, szukać na nie lekarstwa - oto zadanie prawodawcy. Zagadnienia tego nie można traktować odrębnie i mechanicznie”.
Po opublikowaniu pierwszego numeru „Życia Świadomego” rozpętało się piekło. Urszula Chowaniec podsumowała reakcję socjalistycznego „Robotnika” :„Publicyści robotnika uznają, że kampania na rzecz świadomego macierzyństwa prowadzona na łamach „Wiadomości” nie trafia do tych, którzy uświadomienia naprawdę potrzebują, a co za tym idzie, staje się przedmiotem snobizmu oraz niewyszukanych uciech i zabawy”. Krzywicka w wywiadzie z 1992 roku mówiła, że fakt iż „Życie Świadome” miało wiele wrogów, utwierdzało ich w przekonaniu, że to o czym piszą, jest pożyteczne i zdrowe. Boy komentował, że złośliwie ukuta nazwa „Wiadomości Ginekologiczne” nie jest dla niego niczym przykrym, bo dla literatury ta strefa nie może być obca.
Po zaledwie dwóch latach dodatek „Życie Świadome” przestał się ukazywać. Jak w Wyznaniach gorszycielki pisze Krzywicka: „Tak go [Grydzewskiego] zaszczekali, zakrzyczeli, że się uląkł i je [ Życie Świadome] zlikwidował”.
Równocześnie z dodatkiem do „Wiadomości Literackich” powstała inna społeczna inicjatywa: 27 października 1931 roku w Warszawie powstała pierwsza Poradnia Świadomego Macierzyństwa. Polski ruch świadomego macierzyństwa oparł się na Robotniczym Towarzystwie Służby Społecznej (w ramach Polskiej Partii Socjalistycznej). Przy Towarzystwie wkrótce powstała autonomiczna Sekcja Regulacji Urodzin. Żeleński, będący członkiem Komitetu Organizacyjnego, wygłosił odczyt Jak skończyć z piekłem kobiet?. Jak wspomina Krzywicka, „Poradnię zorganizowała wraz z dwoma lekarzami: dr Budzińską- Tylicką i dr Rubinrautem – Babiniakiem, Aniela Bałas-Antoniewiczowa, naturalnie w porozumieniu z nami”. Właścicielem poradni była Sekcja Regulacji Urodzeń Robotniczego Towarzystwa Służby Społeczne. Krakowskiemu Towarzystwu Świadomego Macierzyństwa udało się wciągnąć do swojej akcji lekarzy Kas Chorych. Marzono, by taki projekt realizować w każdej placówce Świadomego Macierzyństwa. Warszawski oddział utrzymywał się jedynie z opłat pacjentek. Jedna porada kosztowała 3zł, jednak były z niej zwolnione kobiety bezrobotne (które nie musiały płacić też za środki antykoncepcyjne). W Poradni przyjmowano tylko kobiety, które nie były w ciąży. Przez pierwsze pół roku działalności Poradni Świadomego Macierzyństwa udzielono rad aż 2226 kobietom.