Kto nie zna twórczości Juliana Tuwima i Jana Brzechwy? Nietrudno zauważyć cechy, które łączą obu pisarzy, więc badacze literatury stworzyli termin „szkoła poetycka Juliana Tuwima i Jana Brzechwy”. Tylko czy słusznie?
W latach sześćdziesiątych zainteresowania literaturoznawcze historyków literatury skierowały się w stronę twórczości Jana Brzechwy. Badacze byli przekonani, że twórczość tego pisarza otworzyła nowy rozdział w literaturze dziecięcej. Szybko zauważono podobieństwo cech twórczości Brzechwy do dzieł Juliana Tuwima. Łączyła ich: zabawa słowem, wygrywanie podobieństwa dźwięków, wykorzystywanie nonsensownych skojarzeń i możliwości, jakie daje rym, swobodne przekraczanie granic gatunkowych. Dlatego w badaniach nad literaturą od drugiej połowy lat sześćdziesiątych istnieje termin „szkoła poetycka Juliana Tuwima i Jana Brzechwy” (Tuwim, jako ten, od którego zaczęto badania w tym kierunku, występuje pierwszy). Tuwim w książce W oparach absurdu stwierdzał, że:
„Najfantastyczniejszy kult bredni panuje wśród dzieci. Jak wiadomo, są to istoty, które w ogóle prawdy i faktycznego stanu rzeczy nie uznają […]. Dziecko, nawet współczesne (anno radio, kino, auto, kilo, foto i moto), nie obejdzie się bez bajki, złudy, wymysłu i czarodziejstwa. Biada niemądrym rodzicom, którzy by swe dzieci wychować chcieli rzeczowo, logicznie, realnie, «zgodnie z obecnym stanem wiedzy», prostując ich fantastyczne o świecie i otaczających przedmiotach pojęcia! […] Dzieci bzdurzą i – że tak powiem – chcą być bzdurzone”.
Profesor nauk humanistycznych Stanisław Frycie właśnie te słowa uznał za manifest nowej szkoły poetyckiej. Elżbieta Burakowska udowadniała, że zasadą organizującą utwory obu poetów jest nonsens, który przejawia się nie tylko w treści, ale i w języku. Dopiero na początku XXI wieku profesor Anna Szóstak, mimo że sama wcześniej używała terminu „szkoła poetycka”, zakwestionowała zasadność używania tego terminu. Jako argument podawała, że istnienie szkoły poetyckiej wymaga kontynuatorów, a według badaczki tylko Wanda Chotomska mogłaby wpisywać się w ten nurt. Reszta pisarzy związanych z tym nurtem jedynie okazjonalnie sięga po absurdalną zabawę słowem. Badacze uznali więc, że nie istnieje „szkoła poetycka” Tuwima i Brzechwy, a nurt literacki.
Obaj pisarze, oprócz tekstów dla dzieci, bawili słowem w tekstach kabaretowych czy satyrycznych. Dobrze, że są w Polsce pisarze, którzy chcą czerpać z ich wkładu w literaturę i również w języku i słowie pisanym widzą przedmiot zabaw bez granic absurdu. Tylko czy na pewno sama zabawa językiem wystarczy, by być pisarzem na miarę Tuwima i Brzechwy?