Menu
Szukaj
Koszyk

Nasze pierwsze Targi Książki

Przejdź do wpisu

Targi Książki były wydarzeniem, na które bardzo czekałam.

Zakładając wydawnictwo w czasie, gdy fala zakażeń koronawirusem była największa, liczyłam się z tym, że w żadnych targach długo nie wezmę udziału – ani jako wydawca, ani jako gość.

Pod koniec zeszłego roku odbyło się kilka imprez tego rodzaju, ale z różnych powodów (głównie finansowych) nie chciałam tam być. W tym samym czasie ogłoszono datę Międzynarodowych Poznańskich Targów Książki. Poczułam, że Poznań to dobre miejsce, aby zacząć. Po pierwsze to miasto zajmuje naprawdę ciepły zakątek mojego serca, a po drugie wiem, że zarówno Ewa Kownacka (Czary Malary), jak i kilka zaprzyjaźnionych bookstagramerek, jest z Poznania, więc liczyłam – całkiem słusznie, jak się okazało – na wsparcie psychiczne.

PRZYGOTOWANIA

Dobrze wiecie, bo nigdy tego nie ukrywałam, że bardzo stresowałam się targami. Bywałam wielokrotnie na takim wydarzeniu jako gość, więc zupełnie nie zwracałam uwagi na to, jak skonstruowane są stoiska wystawców. Z tego powodu kilka ostatnich tygodni spędziłam na przeglądaniu zdjęć z poprzednich edycji, żeby sprawdzić, jak inni uczestnicy spełniali wymogi organizacyjne i znaleźć swój sposób, by się spośród nich wyróżnić. Taki mój los wydawcy – cały czas się uczę i odkrywam różne, nawet mało oczywiste, zawirowania rynku wydawniczego. I dzielę się odkryciami z Wami.

Na targi ruszyłam samochodem osobowym wypełnionym po brzegi książkami. Wcześniej musiałam jednak zorganizować przestrzeń przedszkolno-żłobkowo-dziadkową, bo na targi wyjeżdżałam w czwartek i nie miałam złudzeń, że Misia i Adaś będą się dobrze bawić, przebywając 10 godzin przy stoisku z książkami, które tak dobrze już znają. Nie mogłam ich też zostawić samych, bo ciężko sobie wyobrazić, by pięciolatka gotowała trzylatkowi niedzielny rosół. Zatem gdy pierwszy etap organizacji, który był szalenie skomplikowany i wymagał zaangażowania dziadków ze wszystkich stron, został dopięty na ostatni guzik, mogliśmy ruszyć w podróż.

W piątek mieliśmy możliwość wejścia na teren targów dwie godziny przed ich oficjalnym otwarciem. Oczywiście po drodze źle pojechaliśmy (dopiero ostatniego dnia udało nam się trafić bez problemów), bo nawigator mówiący: „W lewo! Nie w to lewo!”, nie jest bardzo pomocny, zwłaszcza gdy sam jest w stresie i na granicy migotania przedsionków.

Ustawiliśmy książki, bo nasi recenzenci zapytani o to, na co zwracają uwagę podczas targów, zasugerowali, że wygodnie jest, gdy książki nie leżą, ale są ustawione frontem. Z pomocą przyszły nam stojaki na pokrywki od garnków z Ikei, które doskonale się do tego nadają, bo nawet pierwszy rząd ma niższe słupki, dzięki czemu nic nie zakrywa okładki. Niby proste, ale szukanie ich w sobotę w Ikei może doprowadzić człowieka do stanu, w którym ma ochotę wystrzelić całą ludzkość w kosmos. Powiesiliśmy plakaty, przypomnieliśmy sobie działanie kasy fiskalnej i terminala płatniczego i zabraliśmy się za dmuchanie balonów. Moje dzieci pożyczyły sobie pompkę do balonów, więc znów musieliśmy improwizować i balony były pompowane zmodyfikowaną pompką rowerową.

I czekaliśmy na Was.

FREKWENCJA

Wszyscy mnie pytali o frekwencję, ale ja nie znałam odpowiedzi, bo nie miałam żadnego punktu odniesienia. Kiedyś, w czasach studenckich, pomagałam trochę na Krakowskich Targach Książki, ale to były targi zupełnie nieporównywalne pod względem skali, liczby wystawców i mnogości przeróżnych wywiadów, spotkań i warsztatów. A gdy uczestniczyłam w targach jako gość, to po prostu podążałam za tłumem i, będąc jego częścią, zupełnie inaczej do tego podchodziłam. Teraz, stojąc w miejscu, miałam możliwość zobaczyć to wszystko, czego byłam ciekawa.

W piątek do południa to głównie przedszkolaki i młodzież szkolna odwiedzały stoiska zorganizowanych w tym samym pawilonie Targów Szkół. Miałam przyjemność być dokładnie na wprost warsztatów wrażliwego czytania dla dzieci, które okazały się fenomenalne, a zaraz obok Kicia Kocia dawała swój show, więc się nie nudziłam. Trochę więcej osób przybyło w piątek po południu, ale prawdę mówiąc, gdybym kończyła pracę o 16.00, to też wolałabym dołączyć do Targów w sobotę.

I właśnie w sobotę od samego rana do hali wlewały się tłumy ludzi jak fale na morzu. Ogromna liczba odwiedzających powodowała, że ciężko manewrowało się wózkami, a maluchy nie były zachwycone koniecznością przeciskania się przez tłum. Ustawiło się mnóstwo kolejek do ulubionych autorów, a i mnie odwiedziło kilka osób, które znałam do tej pory wirtualnie. Zrobiliśmy sobie zdjęcie, poplotkowaliśmy i dostałam najpiękniejszy prezent: taką wisienkę na torcie mojej motywacji, własnoręcznie uszytego Dziwimisia. Codziennie po 16.00 ludzi zaczynało ubywać i z punktu widzenia czytelnika, to właśnie wtedy chciałabym spotykać ulubionych wydawców.

W niedzielę dzień rozkręcał się dużo bardziej leniwie, ale osoby, które odwiedzały nasze stanowisko były dużo bardziej zdecydowane. Targi kończyły się o 16.00, ale już dwie godziny wcześniej można było wyczuć atmosferę końca. Warsztaty dobiegały końca, wydawnictwa chowały akcesoria, niektórzy pod stołem zaczęli pakować kartony.

Jeśli chodzi o frekwencję, to jak na trudne czasy: wojnę, inflację, epidemię, to ludzi było naprawdę mnóstwo. I muszę przyznać, że atmosfera targów jest mocno uzależniająca.

WNIOSKI

Przygotowałam sobie listę wniosków, które wyciągnęłam z tych targów, i kwestii, nad którymi powinnam popracować. Przede wszystkim muszę mieć wszystkiego więcej: więcej katalogów, wizytówek, broszur i papierowych toreb. Dobrze to wiedzieć, bo pozwoli mi to lepiej przygotować się do następnych targów. Sama organizacja imprezy była bez zarzutów. Ja się zwykle boję, że w takich przedsięwzięciach, w polskim stylu, nie będzie wiadomo, dokąd pójść, do kogo, gdzie zaparkować, którędy wejść. Ale organizatorzy absolutnie stanęli na wysokości zadania, podali wszystkie informacje w mailach i w dodatku wielokrotnie do mnie podchodzili, aby spytać, czy wszystko dobrze. Bardzo to doceniam – jestem maleńkim wydawnictwem, a czułam się bardzo zaopiekowania, za co bardzo dziękuję.

Mam nadzieję, że w tym roku odbędą się kolejne targi, na które z wielką przyjemnością się wybiorę, by znów Was spotkać, porozmawiać z Wami i wypić wspólnie kawę.

Dziękuję, że jesteście!