
Był maj 2020 roku. Mój syn skończył pierwszy rok życia, a mnie już trochę nosiło. Na świecie szalał koronawirus, a nasz premier uznał, że zabronienie ludziom spacerów po lesie okaże się najlepszym antidotum na pandemię. Trochę znudzona tym zamknięciem, napisałam któregoś dnia do Gosi Herrery, z którą połączyła mnie wspólna pasja i podobna sytuacja życiowa: obie mamy koty i dwójkę dzieci.
Prosto z objęć macierzyństwa wskoczyłam w objęcia umów, faktur, kas fiskalnych, pośredników i całej związanej z tym papierologii. W worek swojego doświadczenia zapakowałam jedynie dwa kierunki studiów (bibliotekoznawstwo i krytyka literacka), jeden rok pedagogiki, kurs bajkoterapii, kilka chwil pracy z dziećmi w różnych placówkach i kilka przerzuconych palet wydawanego z mojej inicjatywy magazynu polonijnego dla dzieci.
W listopadzie 2022 dopiero w listopadzie, po wielu formalnych perturbacjach, ukazała się nasza pierwsza książka "Tornado Jumi.
Maszyna ruszyła.
Po roku Gosia uznała, że chce spróbować swoich sił na innych polach i odeszła od Dziwimisiów. Ale tylko na papierze, bo przecież w każdej sekundzie mogę liczyć na jej rady i pomoc. I do końca świata będę jej wdzięczna za to, że wtedy wzięła mnie za rękę i razem skoczyłyśmy. Jest dobrym duszkiem tego przedsięwzięcia.
Ta firma to ja, Klaudia, mój mąż, moje dzieci, które dzielnie noszą kartony i przyklejają naklejki, moi rodzice, którzy mówią: „Weźmiemy maluchy, a ty działaj”. I Wy, czytelnicy, od których dostaję tak dużo ciepła i wiary, że to aż niewiarygodne.